Zaglada Czwartej Floty.pdf

(404 KB) Pobierz
WIESŁAW FUGLEWICZ
WIESŁAW FUGLEWICZ
ZAGŁADA CZWARTEJ FLOTY
Okładkę projektował GRZEGORZ NIEWCZAS
Redaktor
WANDA WŁOSZCZAK
Redaktor techniczny GRAŻYNA WOŹNIAK
© Copyright by Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, Warszawa 1981
ISBN 8'3-11-06685-x
WMON 1989
395425285.001.png 395425285.002.png 395425285.003.png
CZARNE KRZYŻE NAD WOŁGĄ
Generał pułkownik Wolfram Freiherr von Richthofen, dowódca 4 Floty Powietrznej, jak
zwykle lakonicznie rozpoczął naradę swego sztabu.
- Panowie! - powiedział. - Sytuacja zaczyna być krytyczna. Tylko przedsięwzięcie
nadzwyczajnych środków może jej zapobiec. Doszliśmy już do Tereku, walczymy o
Kotielnikowo i Kałacz, ale nieprzyjaciel wszędzie stawia zaciekły opór, pozostawiając
zniszczone szlaki komunikacyjne. Zaczyna brakować materiałów pędnych i bomb, wojska
naziemne skarżą się na niedostatek broni przeciwpancernej.. Odległość od baz zaopatrzenia
zwiększa się nieustannie, a co za tym idzie, Rosjanie pod Stalingradem systematycznie
zyskują na czasie. Słucham waszych propozycji.
Niektórzy z wyższych oficerów Luftwaffe, siedzący w sali konferencyjnej Mariom polskiego
domu kultury, spojrzeli po sobie z niedowierzaniem. Jak to? Przecież teraz, w pierwszych
dniach sierpnia 1942 roku, sytuacja na tym odcinku frontu układa się
zdecydowanie na niekorzyść Rosjan.Ich armie dowodzone przez marszałka Timoszenkę
cofają się na wschód. To prawda, że stawiają zażarty opór zarówno tutaj, nad Wołgą, jak i na
Kaukazie już od pierwszych dni letniej ofensywy, t.j od 28 czerwca, ale rosyjskie lotnictwo
dysponuje tylko nieznaczną liczbą nowoczesnych samolotów myśliwskich i szturmowych.
Ale wysoki, z lekka siwiejący mężczyzna w mundurze lotniczym potrafi wyciągnąć
strategiczne wnioski z dotychczasowych walk nad rosyjską ziemią. Richthofen ma za sobą
krótką służbę w kawalerii i siłach powietrznych kajzerowskich Niemiec, sztabową pracę w
odradzającej się już w parę lat po traktacie wersalskim Luftwaffe, szefostwo, a potem
dowództwo w niesławnej pamięci legionie "Condor". Po Hiszpanii major Richthofen
obejmuje dowództwo VIII korpusu lotniczego", wchodzącego w skład 2 Luftflotte
Kesselringa, a doświadczenia wyniesione z walk nad Półwyspem Pirenejskim dyskontuje
wysyłając swe Stukasy nad Warszawę i zatłoczone tłumami uciekinierów polskie szosy.
Potem kampania we Francji, niezbyt udane ataki Junkersów na stacje radarowe południowych
wybrzeży Anglii, śmiercionośne wyprawy bombowców nurkujących pod jego dowództwem
na pszeniczne pola Ukrainy.
Teraz Ju-87 o charakterystycznym załamaniu płatów coraz częściej pojawiają się nad
rozciągniętym wzdłuż prawego brzegu Wołgi niegdysiejszym Carycynem. Za nimi suną nad
Stalingrad objuczone
4
bombami ju-88 i Heinkle z pułków "Adler", "Totenkopf", "Blitz" i "Edelweiss"...
Ale jednocześnie generał Richthofen zdaje sobie sprawę, że początkowe sukcesy - w ciągu
niespełna miesiąca Rosjanie musieli cofnąć się o blisko 400 kilometrów na wschód -
zaczynają być z wolna wyhamowywane, a pierwotny plan okrążenia wojsk Frontu
Stalingradzkiego w 'łuku Donu i zdobycia z marszu Stalingradu staje się coraz odleglejszą
wizją. Radzieckie wojska naziemne i lotnictwo od 17 lipca, od momentu kiedy rozpoczyna się
natarcie na Stalingrad, cofają się rzeczywiście. Ale nie jest to już chaotyczny i bezładny
odwrót lata 1941 roku. Teraz samoloty przelatują na lotniska wcześniej już przygotowane i
zaopatrzone, piechota i broń pancerna ewakuują się, zabierając ze sobą cały sprzęt. I choć 6
armia dowodzona przez generała von Paulusa zostaje wzmocniona ściągniętymi z Grupy
Armii "A" pięcioma dywizjami piechoty, trzema pancernymi i dwoma dywizjami
zmotoryzowanymi, osiągając w drugiej połowie lipca 1942 roku stan 270 tysięcy ludzi, ponad
3000 dział i 500 czołgów, choć w sukurs 4 Luftflotte przybywają Macci i Fiaty Regia
Aeronautica oraz węgierskie i rumuńskie Stukasy i Messerschmitty, coś w hitlerowskiej
machinie wojennej zaczyna skrzypieć. Richthofen na razie rzeczywiście nie musi martwić
5
się radzieckim lotnictwem. Przeciwko jego 1200 samolotom Rosjanie mogą przeciwstawić
454 maszyny bombowe, szturmowe i myśliwskie, z których niewiele ponad trzysta jest
zdolnych do działań operacyjnych! Radziecki piechur, artylerzysta czy pancerniak daje sobie
radę w walkach z żołnierzami Paulusa i czołgami Hotha, lecz jest praktycznie bezbronny
wobec Stukasów i Heinkli z czarnymi krzyżami. 26 lipca, po zażartych walkach, hitlerowcy
wdzierają się na tyły 62 armii i zagrażają jej okrążeniem. W sukurs piechocie natychmiast
rzucone zostaje lotnictwo 8 armii powietrznej generała T. Chriukina, szturmowe i bombowe
Iljuszyny, nurkujące "peszki". Te ostatnie zwłaszcza, prowadzone przez dowódcę 150 pułku
podpułkownika Iwana Połbina, zadają nacierającemu nieprzyjacielowi najcięższe straty,
niszcząc w ciągu czterodniowych walk około 90 czołgów i transporterów.
W dniu 28 lipca Kwatera Główna Naczelnego Dowództwa ogłasza podpisany przez Stalina
słynny rozkaz nr 227 jest już czas najwyższy, by skończyć z odwrotem. Ani kroku wstecz!
Musi to być teraz naszym naczelnym hasłem. Musimy za każdą cenę, do ostatniej kropli krwi,
bronić każdego domu, każdego metra radzieckiej ziemi, do ostatniego tchu!
W sytuacji kiedy obrońcy nad Donem i Wołgą mogą przeciwstawić liczebnej i jakościowej
przewadze napastnika w większości przestarzałe typy myśliwskich czy bombowych maszyn
(na wyprawy na tyłowe
6
pozycje hitlerowców nieraz kierowane są czterosilnikowe TB-3 pochodzące jeszcze z 1931
roku!), Stalin zwraca się do Churchilla i Roosevelta: ...jesteśmy w stanie zrezygnować z
naszych zamówień na czołgi i broń artyleryjską, gdyby Wielka Brytania i USA podjęły się
dostarczania nam 800 myśliwskich samolotów miesięcznie... Tego rodzaju pomoc
zdecydowanie polepszyłaby naszą sytuację na froncie.
Obaj szefowie walczących mocarstw odpowiadają w przeciągu kilku dni. Nie wykazują chęci
powiększenia dostaw myśliwców, natomiast deklarują gotowość wysłania na południowy
odcinek wschodniego frontu dwudziestu eskadr lotnictwa myśliwskiego, bombowego i
transportowego z brytyjsko--amerykańskimi załogami i pod własnym dowództwem. Stalin
odmawia. Korespondencja przeciąga się do pierwszych dni grudnia 1942 roku, a kończy ją
list generalissimusa do prezydenta Roosevelta:
Będę niezmiennie wdzięczny, jeśli przyśpieszy Pan dostawę samolotów, przede wszystkim
myśliwskich, lecz bez załóg. Sytuacja radzieckiego lotnictwa odznacza się tym, że ma więcej
niż dostateczną liczbę wyszkolonych pilotów, natomiast brakuje nam samolotów.
Tymczasem w głębi kraju, w Tbilisi, Kamieńsku, Nowosybirsku, ruszają już pierwsze
ewakuowane z europejskiej części Związku Radzieckiego fabryki. Już niedługo zaczną siadać
na lotniskach trzech radzieckich armii lotniczych, broniących Stalingradu,
7
najnowsze typy myśliwskich Ławoczkinów i Jakowewów, zmodernizowane szturmowce
Iljuszyna.
W sierpniu stoją już na Donie mosty pontonowe zmontowane przez saperów 6 armii von
Paulusa, a jednocześnie, aby poprawić sytuację zaopatrzeniową 4 Luftflotte, na osobisty
rozkaz Goeringa zostaje przydzielona jej dowódcy 8 grupa transportowa - 200 ju-52 i setka
He-111, przystosowana do przewozu ładunków. Zaczyna działać pierwszy w bitwie
stalingradzkiej most powietrzny. Piechota, grenadierzy pancerni i czołgi Hotha otrzymują
amunicję, paliwo i medykamenty. Zwłaszcza na te ostatnie już wkrótce będzie istniało
ogromne zapotrzebowanie...
Generał Rohden w swej książce "Die Luftwaffe ringt urn Stalingrad", wydanej po wojnie w
Stuttgarcie, pisze: Bez tego mostu lotniczego nie mielibyśmy żadnych szans przekroczenia
Donu w dniu 21 sierpnia 1942 roku i podjęcia natarcia na Stalingrad, najważniejszy punkt
oporu w kolanie Wołgi, zagradzający nam drogę do bakińskiej nafty.
W trzeciej dekadzie sierpnia 6 armia i czołgi Hotha forsują Don i wychodząc nad Wołgę na
północ od Stalingradu rozcinają front radzieckiej obrony. Nacierających wspierają z
powietrza bombowce 4 Floty, osłaniane przez Messerschmitty BF-109F i włoskie Macchi.
Niebo nad, rzeką staje się areną walk powietrznych o nie. widzianym dotychczas natężeniu:
szturmowcy Srywkina i Gorłaczenki startują po 4-5 razy dziennie do ataków na przeprawy i
kolumny pancerne, Pietlakowy z 270 dywizji powstrzymują
8
nacierających na pierwsze linie radzieckiej obrony pancernych grenadierów Hotha, na dużych
wysokościach walczą z przeważającymi siłami nieprzyjaciela Migi i jaki. Kapitan Martynow
na czele piątki Migów atakuje i rozbija niemiecką wyprawę bombową i bez strat powraca na
własne lotnisko, Ławrinienkow, Aleluchin i Achmet-Chan Sułtan wpisują na swe bojowe
konta po kilka zestrzelonych w jednym starciu maszyn wroga, śliczna blondynka 21-letnia
Lidia Litwak, nieoficjalna "miss" 586 pułku myśliwskiego, już w pierwszym locie bojowym
zestrzeliwuje dwa Messerschmitty, o dwa następne uszczuplają 4 Flotę Katarzyna Budanowa
i Walerina Chomiakowa. Tymczasem na niemieckie bazy zaopatrzeniowe i lotniska w
Taganrogu, Doniecku i Rostowie dowódca 8 armii powietrznej generał o Chriukin wysyła
samoloty z wydzielonej grupy dalekiego zasięgu - bombowce lł-4 i mocno już zużyte fer-2,
kilka czterosilnikowych gigantów Pe-8 oraz przystosowane do zabierania bomb transportowe
PS-84, które były improwizowaną dla frontowych potrzeb adaptacją budowanych na licencji
samolotów pasażerskich Douglas DC-3. Wchodzący w skład rezerwy Naczelnego
Dowództwa 103 pułk tych maszyn bazuje na stepowym lotnisku obok jeziora El-ton.
Ściągnięte ż linii lotniczych samoloty, tutaj, w polowej bazie, w błyskawicznym tempie
zostały przebudowane na bombowce - wyposażono je w podskrzydłowe zaczepy i wieżyczki
strzelców pokładowych. W szczytowym okresie walk o Don, wobec
9
zagrożenia ze strony bombowców Luftwaffe, samoloty i personel 103 pułku zostają
przebazowane na polowe lądowisko o kilkanaście kilometrów dalej w głąb stepu, a na
dawnym aerodromie powstaje "zwariowane lotnisko" - fałszywa baza ze światłami lądowania
i reflektorami, makietami bombowych Iłów z często gęsto jeżdżącym ciężarowym Zisem, na
burtach którego błyszczą samolotowe światła pozycyjne. Z powietrza fałszywe lotnisko
wygląda na tyle wiarygodnie, że nie tylko sypią się na nie niemieckie bomby, ale kilkakrotnie
lądują tu radzieckie samoloty...
Intensywność nocnych lotów bojowych stale wzrasta. Nic więc dziwnego, że załogi
patrolujących Junkersów wkrótce wykrywają nowe lotnisko 103 pułku. Pod koniec miesiąca
następuje pierwszy nocny nalot, który nie powoduje większych szkód - wszystkie bombowce
są w akcji nad lotniskiem w Doniecku i węzłami kolejowymi Surowikino i Kotielnikowski.
W powietrzu zaczyna robić się coraz ciaśniej.
Najlepiej świadczy o tym historia, która przydarzyła się jednej z załóg 103 pułku. Pewnego
sierpniowego ranka mechanicy jak zwykle rozeszli się na stoiska, gdzie czekały powierzone
ich pieczy samoloty. Zacharów i Kurocznik, którzy mieli przygotować do lotów PS-84
lejtnanta Burina, podeszli do dwusilnikowej maszyny schowanej pomiędzy piaszczystymi,
przeciwodłamkowymi wałami i ze zdumieniem stwierdzili, że znajduje się tam obcy
bombowiec.
10
Szczerze mówiąc, nie byli pewni, czy swój, czy obcy, bowiem numeru "17" wymalowanego
na stateczniku pionowym nie mogli odnaleźć z tej prostej przyczyny, że stojący tu samolot...
nie miał statecznika kierunku. W pierwszym momencie sądzili, że przez omyłkę weszli na
inne stoisko, ale nie, porozrzucane wokół oprzyrządowanie i podstawki kół z wymalowaną
"siedemnastką" świadczyły, że są u, siebie. Ponieważ swojej maszyny nigdzie nie znaleźli,
postanowili sprawdzić rzecz całą u źródła. Pomaszerowali do namiotu, gdzie jeszcze spała
załoga bombowca nr 17, Zacharów pochylił się nad Burinem i lekko potrząsnął go za ramię.
- Co jest? Startujemy?
- Nie, towarzyszu lejtnancie, tylko nie możemy znaleźć naszego samolotu. Gdzieście
postawili "siedemnastkę?"
- Jak to gdzie ? Na zwykłe miejsce!
- Kiedy jej tam nie ma! Stoi tam jakaś maszyna bez ogona.
- No i co z tego, że bez ogona. To nasza. Urżnął nam ktoś przy lądowaniu statecznik
pionowy, a ty zaraz wydziwiasz!
- To jak wylądowaliście?
- Normalnie, na słowo honoru... A teraz idźcie do maszyny. Z tyłu, za wałem ochronnym,
leży ogon z samolotu lejtnanta Dakiniewicza. Zdemontujcie, co trzeba, a ja zaraz po śniadaniu
przyjdę do was. Teraz dajcie jeszcze krzynkę pospać...
Dowództwo 103 pułku wiedziało już o historii, jaka
11
przydarzyła się załodze lejtnanta Burina. Oczekiwano, jak zazwyczaj, na powracające z
nocnego zadania samoloty, po kolei odnotowując doskonale widoczne w świetle
lotniskowego reflektora numery. W pewnym momencie w jaskrawej strudze światła pojawiła
się kolejna maszyna i wówczas wszystkich zgromadzonych przy środku pasa ogarnęło
przerażenie - lądujący samolot nie tylko nie miał numeru, ale zamiast statecznika kierunku
powiewały jakieś strzępy... Mimo to siadł jak na pokazie, wytracił prędkość i pokołował na
stoisko 2 eskadry.
Po pierwszych wyjaśnieniach okazało się, że zadanie załoga wykonała bez przeszkód. Burin
doprowadził samolot do bazy i dopiero przy podejściu do lądowania poczuli wszyscy silne
uderzenie, a w chwilę potem strzelec zameldował, że z "tyłu, po prawej, widzi eksplozję i
pożar.
Natychmiast poszły pytania do dowództwa armii, do wszystkich jednostek lotniczych
biorących tej nocy udział w walkach... Okazało się, że oprócz 103 pułku nikt tej nocy nie
startował!
Sprawa była jasna: lejtnant Michał Burin przypadkowo zderzył się z nieprzyjacielskim
samolotem, prawdopodobnie "przymierzającym" się do lotniska, i zupełnie niechcący go
staranował. Znaleziono zresztą tę maszynę już po stalingradzkim zwycięstwie. Był to
dwusilnikowy rozpoznawczy ]u-88 z pułku "Blitz"...
12
Nadszedł 23 sierpnia 1942 roku - krytyczny dzień dla walczących w wołżańskim zakolu
obrońców. Niemiecki 14 KPanc przedarł się do rzeki i na przedmieściach Stalingradu zaczęły
się pierwsze walki uliczne. A jednocześnie już od samego rana fala za falą szły nad miasto
bombowce Richthofena, w sumie ponad sześćset samolotów. Przetykane płomieniami dymy
zaczęły wznosić się nad miastem. Płonęły drewniane domki na przedmieściach, zbiorniki
paliwa, fabryki i domy mieszkalne. Gruz z rozwalonych budynków tarasował ulice,
utrudniając dojazd ekipom ratowniczym. Pod wieczór było wiadomo, że życie straciło ponad
tysiąc mieszkańców miasta.
W zamierzeniach sztabowców 4 Floty ten drugi zmasowany nalot (pierwszego dokonano nocą
w połowie lipca) miał na celu wzniecenie paniki wśród stalingradczyków, rozbicie obrony i
"wzięcie miasta z marszu". Niemcy wiedzieli, że w tych dniach główne siły Armii Czerwonej
zmagały się jeszcze nad Donem z przewalającymi siłami nieprzyjaciela, a Stalingradu
praktycznie broniły jedna dywizja strzelecka i brygada czołgów.
W mieście samorzutnie tworzą się oddziały robotniczej milicji, którą wkrótce zasilą odwody
regularnych wojsk. Ewakuują się na wschodni brzeg Wołgi starcy, kobiety i dzieci, natomiast
Zgłoś jeśli naruszono regulamin